Boss śląskiego świata przestępczego lat 90-tych pochodził z Pruszkowa. Na południe kraju przybył za kobietą w połowie lat 80-tych. Szybko zdominował handel walutami pod katowickim Pewexem, czyli przedsiębiorstwem tzw. eksportu wewnętrznego, w którym można było w latach PRL-u kupić zachodnie towary, ale wyłącznie za nielegalne wówczas dewizy. Ten punkt handlowy zlokalizowany był przy Uniwersytecie Śląskim, a z uwagi na zagranicznych gości nocujących w pobliskim hotelu spotkać można było tam wielu majętnych obcokrajowców, ale też i każdą szanującą się prostytutkę (te mniej obyte zadowalały się okolicami ul. Maryjackiej, gdzie przyjmowały niewybrednych polskojęzycznych klientów). Nienaganne maniery Zbigniewa, jego zamiłowanie do eleganckiego stroju i amerykański uśmiech zaowocowały porównywaniem jego osoby do popularnej postaci z serialu Rogera Moore’a – Simona (czyt. Sajmona).

W czasie transformacji ustrojowej Zbigniew prowadził dobrze prosperujące przedsiębiorstwo budowlane, zajmował się też handlem z Niemcami, legalnie importował spirytus. Wtedy nawiązał kontakty z pośredniczącym między Kamorrą i rosyjskimi organizacjami przestępczymi Ricardo Fanchinim, który Katowice (miejsce swojego urodzenia) traktował jako punkt „postojowy” między Neapolem a Moskwą. Wtedy też znajomość z Simonem odnowili dawni znajomi z Pruszkowa, którzy tworzyli już wtedy zbrojny gang masowo rabujący tiry ze spirytusem.

Na początku lat dziewięćdziesiątych Zbigniewem wystąpił o zgodę na otwarcie w Katowicach górnośląskiego centrum hazardu – salonu gier „Zielone Bingo”. Plany były ambitne, w dłuższej perspektywie czasu chciano konkurować z Totalizatorem Sportowym. Głównym kontrahentem Simona miał być Wojciech Kiełbiński pseud. Kiełbacha z Pruszkowa. Następnie do projektu dołączył Masa, a przedsięwzięcie rozszerzono o telewizyjną loterię pod tą samą nazwą. UOP bez trudu wykrył jednak brudne źródło finansowania inwestycji i zablokował wydanie zgody na działalność. Masa i Kiełbacha wrócili do Pruszkowa, a Simon zamiast „Zielonego Bingo” otworzył w katowickim Parku Kościuszki restaurację „Zielone Oczko”. Położona przy jednej z głównych katowickich arterii szybko stała się najmodniejszym lokalem w regionie.

Połowa lat 90-tych to czas egzekucji haraczów i handlu narkotykami, do czego dostosował się również Zbigniew. Korzystając z franczyzy „Mafii Pruszkowskiej” wysyłał swoje bojówki do śląskich restauracji, pubów i dyskotek oferując „w tych niebezpiecznych czasach” usługi ochrony. Dodatkowo kontrolując bramki w klubach miał monopol na dystrybucję detaliczną narkotyków. Ich dostawcą był m.in. Marek Cz. pseud. Rympałek. Później amfetaminę przywoził z Warszawy „Esu”, czyli „Młody Simon”. Górnośląski Okręg Przemysłowy jest największą aglomeracją w Polsce, więc płatników haraczu i nabywców narkotyków nie brakowało.

Na co dzień Simon otaczał się młodymi sportowcami, którym finansował siłownię i wypłacał pensje, a na osobistych ochroniarzy wybrał sobie przestępców o pseudonimach Jerry i Diesel. Bojówka liczyła kilkadziesiąt osób a jej podstawowym wyposażeniem był kij do baseballa. Usługi „kontrwywiadu” w Policji świadczył grupie zaprzyjaźniony ze Zbigniewem były naczelnik wydziału operacyjno-rozpoznawczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach w stopniu nadkomisarza. Dlatego ilekroć funkcjonariusze zastawiali pułapkę na ściągające haracze bojówki, akurat tego dnia nikt po pieniądze nie przychodził. Wyrazy wdzięczności za tę pomoc pozwoliły konkubinie nadkomisarza otworzyć w Katowicach własną dyskotekę.

Choć Zbigniew uchodził za dżentelmena i nie miał w zwyczaju rezygnować z krawata lub apaszki, to nie stronił od siłowych rozwiązań. Gangsterzy z jego grupy nie zawahali się użyć w Katowicach ręcznej wyrzutni przeciwpancernej RPG-26 cal. 72.5 mm. Zniszczono nią budynek byłej mleczarni przy ul. Opolskiej, w którym powstać miała ponadprogramowa dyskoteka. Sam Simon podejrzewany był też o usiłowanie rozstrzelania restauratora odmawiającego opłacania haraczu. Ofiara cudem przeżyła. Inni, coraz mocniej naciskani przez gangsterów, restauratorzy zaczęli wtedy obawiać się o swoje życie i po raz pierwszy odważyli się składać zeznania. Z około 50 wytypowanych przez policjantów płatników haraczu kilkunastu zaczęło mówić.

W ostatnich dniach października 1996 roku policyjni antyterroryści zrobili zajazd na wypełnione klientami „Zielone Oczko”. Podczas przeszukania lokalu znaleziono m.in. amunicję do sztucera oraz „strzelający” długopis na naboje pistoletowe. Simon wraz ze swoimi ochroniarzami trafił do aresztu, w którym pozostał przez 2 lata. Nie przyznał się do winy, nikogo nie obciążył, wciąż powtarzał, że jest tylko restauratorem. W trakcie procesu świadkowie jeden po drugim wycofywali się z wcześniejszych oskarżających zeznań, a pomimo poważnych zarzutów usiłowania zabójstwa, przewodzenia grupie przestępczej i masowych wymuszeń, wolność odzyskał 30 października 1998 roku, czego powodem był błąd proceduralny sędziego.

Niecały miesiąc później, na krótko przed Andrzejkami, Simon miał zostać uznany za nielojalnego przez członków „Zarządu” Pruszkowa – Maliznę, Bola, Parasola i Słowika. Wezwali oni Masę do zlokalizowanej w Ursusie restauracji „Zielony Lew” i tam przekazali mu polecenie, aby „sprowadził na ziemię” śląskiego rezydenta, który miał „coś” robić przeciwko nim. Nie powiedzieli o co konkretnie chodzi. Masa miał być jedynie posłańcem przekazującym wiadomość. Założeniem było zastraszenie Simona. Okazją do tego było huczne otwarcie w Bytomiu filii Planety – warszawskiej dyskoteki należącej do Masy. Podczas imprezy delegat „Zarządu” miał, jak sam później zeznawał, „nakrzyczeć” na Zbigniewa i uzyskać od niego zapewnienie o lojalności względem „Starych Pruszkowskich”. Pomimo tego niedługo potem miał on pobić innego przedstawiciela Pruszkowa z grona tzw. „Białych Kołnierzyków” - Ryszarda Boguckiego.

W późnych godzinach wieczornych 4 marca 1999 roku Zbigniew Szczepaniak pseud. Simon odebrał krótkie, kilkunastosekundowe połączenie telefoniczne. Zaraz po nim oznajmił bliskim, iż wychodzi na spotkanie „ze starym znajomym”. Opuścił katowicką restaurację „Zielone Oczko”, zabierając ze sobą tylko osobistego ochroniarza Jerry’ego. Padał deszcz, wiec obaj pośpiesznym krokiem udali się do samochodu. Odjechać już nie zdążyli. Kula przebiła przednią szybę pojazdu i ugodziła Szczepaniaka w pierś. Ochroniarz, ze strachu, zemdlał. Boss przeszedł w szpitalu operację, lecz zmarł po czterech dniach nie odzyskawszy przytomności.

Sprawców zabójstwa Simona ani motywów tej zbrodni nigdy nie udało się prokuraturze ustalić.

Kazimierz Turaliński