Jej bronią była uroda i niemal idealne ciało. To nią zgładziła polskiego ministra i kilku gangsterów, w tym zawodowego zabójcę i wiedeńskiego bossa prowadzącego globalną działalność przestępczą.
Halina G., urodzona w 1975 roku, zdrobniale nazywana Halinką, a następnie Inką lub Ingą. We wczesnej młodości uchodziła za bardzo zdolną uczennicę. Szkołę podstawową ukończyła z wyróżnieniem, po czym na krótko trafiła do zawodówki chemicznej. Stamtąd przeniosła się do technikum, w którym również nie miała problemów z nauką. Zdała maturę. Jeszcze w szkole poznała Adama Szymańskiego, swą pierwszą, i jak powiadają jej znajomi, jedyną miłość. Zazdrosną o wybrankę i chętnie podnoszącą na nią ciężką rękę. Dlatego, z zemsty, Inka na krótko wyszła za mąż za innego mężczyznę, lecz szybko powróciła do pierwszego narzeczonego. Szymański należał do struktur przestępczych podlegających Jeremiaszowi Barańskiemu. On też wprowadził młodą dziewczynę do półświatka.
Za pośrednictwem wyżej postawionych kolegów Szymański usiłował zapewnić Ince etat w Bratysławie. Reprezentacyjna dwudziestolatka władająca biegle językami obcymi – angielskim i rosyjskim oraz w stopniu podstawowym francuskim, miała zostać sekretarką w słowackim konsulacie Liberii. Konsulem tego państwa w rozkładzie, targanego niekończącymi się wojnami, był Jeremiasz Barański pseud. Baranina. Gangster nie zaoferował jej jednak pracy, lecz zafascynowany nową znajomą wdał się z nią w romans. Spędzili wspólnie dwa tygodnie w mieszkaniu wynajętym na warszawskiej Pradze. Z czasem kochanka stawała się dla bossa coraz ważniejsza. W końcu Szymański, rzekomo podejrzewany o nielojalność, zakończył życie w porzuconym przy drodze samochodzie.
Inka stała się fanatycznie oddaną realizatorką woli Barańskiego. Kierowana po części strachem a po części uwielbieniem, wypełniała wszelkie jego rozkazy. Jako pomoc domowa pracowała za 1 tys. zł miesięcznie w domu Bożeny – siostry Baraniny. Regularnie odwiedzała strzelnice, gdzie pod okiem instruktorów szkoliła się w obsłudze broni palnej. Na polecenie wyrobiła też dodatkowe kategorie prawa jazdy. Z tych powodów podejrzewano ją później o udział w co najmniej jednym napadzie na austriacki bank. Często też, jako dziewczyna do towarzystwa, wyjeżdżała w zagraniczne delegacje. Wraz z Jeremiaszem odwiedziła m.in. Florydę, Wyspy Kanaryjskie i Hongkong, była też pod nieobecność jego żony stałym gościem w Wiedniu. Boss nie dopuszczał jej jednak do udziału w rozmowach o biznesie. Gdy spotkania przechodziły na tematy zawodowe musiała opuszczać towarzystwo. Wiedziała tylko o udziale firm z Antwerpii w przemycie alkoholu na Białoruś oraz o planach importu z Chin prekursorów do produkcji narkotyków.
W 2000 roku leciwy już kochanek zlecił przetestowanie lojalności dziewczyny. Dwóch gangsterów wywiozło ją na miejsce zabójstwa Szymańskiego, a następnie głęboko w las. Leżąc twarzą do ziemi, z przyłożoną do skroni lufą pistoletu, oczekiwała na śmierć. Przestępcy darowali życie. Gdy nie doniosła o tym incydencie policji, Barański zadecydował o zakwalifikowaniu Inki do poważniejszych zadań. Nakazał jej obserwację Seweryna Parczewskiego pseud. Sewer oraz uzyskanie jego aktualnego adresu. Kilka dni później, pod wskazanym przez Inkę domem, cel został zlikwidowany, natomiast ona zatrudniła się w kantorze należącym do ofiary.
W październiku tego samego roku, również na polecenie bossa, nawiązała znajomość z byłym ministrem sportu Jackiem Dębskim. Bez trudu uwiodła mało atrakcyjnego polityka w średnim wieku. Później Dębski pisał o niej w swym pamiętniku, jako o „kobiecie ordynarnej i prymitywnej”. W lutym 2001 roku, wraz z siostrą Baraniny, wykonała kolejne zadanie – przemyciła do Austrii 400 tys. dolarów należących do byłego ministra. Pieniądze powierzono Baraninie.
Gdy znajomość z Dębskim przestała pokrywać się z oczekiwaniami Barańskiego, boss zadecydował o likwidacji zbędnego już człowieka. Ponownie do realizacji zamierzeń zaangażował Inkę. W kwietniu 2001 roku rozpoczęto intensywną obserwację celu. Z tego powodu Jeremiasz utrzymywał ciągły kontakt telefoniczny z ulubienicą oraz ze swoim zaufanym egzekutorem. Ten ostatni zawiódł w Krakowie. Najpierw nie mógł odnaleźć celu, a gdy w końcu to uczynił, nie mógł przeprowadzić zamachu na tamtejszym rynku z uwagi na ogromną liczbę potencjalnych świadków. Dopiero po powrocie Dębskiego do Warszawy powstały okoliczności sprzyjające zbrodni.
11 kwietnia były minister zaprosił Inkę do Zielonego Barku w warszawskim hotelu Victoria. Stamtąd, wezwaną przez dziewczynę taksówką, towarzystwo przyjechało do restauracji przy Wale Miedzeszyńskim. Informacje o miejscu pobytu polityka na bieżąco docierały do Wiednia. Po kilku kolejnych rozmowach telefonicznych z Barańskim, zgodnie z jego rozkazem, wyprowadziła Dębskiego na zewnątrz. Wcześniej, również zgodnie z dyspozycją, połknęła kartę SIM swojego telefonu. Nie wykonała jedynie polecenia zniszczenia aparatu telefonicznego. W zaroślach, przy odludnej o tej porze Wisłostradzie, oczekiwał zabójca. Gdy Inka zwolniła kroku, a wystawiany przez nią mężczyzna wyraźnie wysunął się przed swoją towarzyszkę, padł jeden strzał.
Egzekutor przez chwilę stał twarzą w twarz z Inką. Być może w tym czasie zamienili kilka słów, po czym oboje opuścili miejsce zdarzenia. Z sentymentu do atrakcyjnej kochanki Barański nie wydał, rozsądnego w tej sytuacji, rozkazu eliminacji niezwykle niebezpiecznego świadka, którym była. Wierząc w lojalność dziewczyny, popełnił błąd przekreślający dokonania ponad dwudziestu lat przestępczej działalności. Podobny błąd popełnił zabójca, zatajając przed bossem fakt, iż zabójstwo z udziałem Inki dokonane zostało na oczach postronnych świadków.
Następnego dnia, zgodnie z rozkazem przekazanym przez Barańskiego, Halina G. sama zgłosiła się do warszawskiej prokuratury przy ul. Krakowskie Przedmieście. Próbowała udawać postronnego świadka. Bezskutecznie. Początkowo zakładano, iż to sama Inka pociągnęła feralnej nocy za spust, jednak ilość znalezionych na jej ubraniu mikrośladów prochu dowodziła, że jedynie znajdowała się w pobliżu linii strzału. Natomiast dziewczyna zaprzeczała, jakoby w ogóle znajdowała się na miejscu zdarzenia. Zeznała, iż przed zamachem odjechała z ulicy taksówką. Luki w pamięci tłumaczyła wypitym tamtego wieczoru alkoholem. Niewiarygodnego świadka zatrzymano pod zarzutem utrudniania śledztwa.
Pomimo zniszczenia karty telefonicznej dzięki aparatowi telefonicznemu zdołano zdobyć biling połączeń. Wszelkie odkryte poszlaki prowadziły do Jeremiasza Barańskiego. W drugim przesłuchaniu Inka zeznała już przeciwko swemu opiekunowi. Bezpośrednim wykonawcą zbrodni czyni jednak drobnego gangstera, który uczestniczył w jej porwaniu w 2000 roku. Przez kilkanaście dalszych miesięcy Halina Galińska milczy. Dopiero załamana długim pobytem w areszcie i perspektywą grożącego za współudział dożywocia, decyduje się ujawnić dalsze szczegóły zbrodni. Jako zleceniodawcę ponownie wskazuje Barańskiego, tym razem w roli egzekutora obsadza jednak chrzanowskiego kryminalistę z drugiej ligi, Tadeusza Maziuka pseud. Sasza. Rozpoznaje go też podczas konfrontacji.
Kilka godzin później Maziuk umiera, rzekomo samobójczą śmiercią. Od tego momentu z przyczyn bezpieczeństwa cela Inki podlega całodobowemu monitoringowi, nawet na chwilę nie gaśnie w niej światło. Choć nie jest już świadkiem, a oskarżoną w sprawie zabójstwa Dębskiego, podlega ścisłej ochronie. Na każdą rozprawę sądową dowożona jest przez doborowych policjantów z Centralnego Biura Śledczego, wspieranych przez operatorów pododdziału antyterrorystycznego. Jej wiedza ma wymierną wartość nie tylko w Polsce. W ramach współpracy z austriackim wymiarem sprawiedliwości również przed wiedeńskim sądem złożyła wyczerpujące zeznania. Tym samym ostatecznie pogrążyła Jeremiasza Barańskiego. On także kończy życie w celi aresztu, powieszony na pasku od spodni.
W toku postępowania Halina G. złożyła wyjaśnienia zapełniające ponad sto stron maszynopisu:
„Kiedyś spytał mnie, czy zniosłabym psychicznie, gdyby się okazało, że mój chłopak, Adam, który zaginął jakiś czas temu, nie żyje […] Bałam się potęgi pieniędzy, wpływów i władzy […] To jest sprawa polityczno-mafijna […] Kto zdecydował się na współpracę z Jeremiaszem Barańskim, wykupił bilet w jedną stronę […] Bałam się przede wszystkim o siebie. Nawet jak jeździłam do niego do Wiednia, to zastanawiałam się, czy nie wypłynę gdzieś w Dunaju […] Sprawca stał za mną […] Uważam, że to Jeremiasz Barański był zleceniodawcą zabójstwa Dębskiego […] Pytał, gdzie to jest […] Około godziny 23 zadzwonił jeszcze raz. Kazał mi zniszczyć kartę SIM i za 10 minut wyjść z Dębskim na zewnątrz […] Potraktował mnie jak narzędzie, a nie jak człowieka […] Byliśmy tylko klockami w jego układance […] Zrobił swoje i odszedł, jakby się nic nie stało […] Myślałam, że druga kula będzie dla mnie […] Wystawiłam Jacka”. To ostatnie zdanie pogrążyło ją.
Sąd skazał Halinę G. za pomoc w dokonaniu zabójstwa byłego ministra sportu Jacka Dębskiego na najniższą możliwą karę 8 lat pozbawienia wolności. Nie zastosował nadzwyczajnego złagodzenia kary, gdyż nie uwierzył jej zapewnieniom, że nie podejrzewała ona zamiarów Barańskiego i nieświadomie wyprowadziła ofiarę pod lufę zabójcy. Ze względu na śmierć pozostałych podejrzanych, jest ona jedyną osobą skazaną za udział w tej zbrodni.
Inka odbyła całą karę, a jeszcze za murami więzienia wyszła za mąż za Francuza o imieniu Jerome, milionera z arystokratycznego rodu. 11 kwietnia 2009 roku, w wieku 33 lat, opuściła zakład karny. Bez słowa minęła tłum dziennikarzy, zaprezentowała im wulgarny gest i wsiadła do wynajętego mercedesa. Oczekujący na nią mąż, na wszelki wypadek, zakrył swoją twarz kapturem, by nikt nie zdołał zrobić mu zdjęcia. Tego samego dnia małżonkowie wyjechali z Polski w nieznanym kierunku.
Kazimierz Turaliński
Powiązane materiały kartoteki kryminalnej:
Komando Karola S. - likwidacja "Mafii Wołomińskiej"
Jeremiasz Barański - Baranina, boss i rezydent z Wiednia
Tadeusz Maziuk - Sasza, jak wrobić Berettę w Papałę?