Jeremiasz Leszek Barański urodził się w 1945 roku w Sopocie. Z Polski wyjechał w drugiej połowie lat siedemdziesiątych, zaraz po zwolnieniu z aresztu oraz podpisaniu zobowiązania o współpracy z SB. Przez krótki czas pracował na rancho w Stanach Zjednoczonych, ale szybko powrócił do Europy. W 1978 roku osiadł już na stałe w Austrii, w pobliżu Wiednia, który słynął wówczas z funkcji szachownicy zimnowojennych szpiegów. Wkrótce zakupił tam podupadający warsztat samochodowy, później założył też przedsiębiorstwa transportowe i budowlane. W 1985 roku poślubił o wiele młodszą Krystynę. Wraz z jej nieślubną córką, Agnieszką, zamieszkali w austriackim Himbergu. Tam też wynajęli niewielki bar z dyskoteką „Amadeus”. Organizowali w nim zarówno spokojne wieczorki muzyczne, jak i pokazy go-go w wykonaniu dziewcząt z Europy Wschodniej. Z prowadzenia tego lokalu małżeństwo zrezygnowało dopiero w 1998 roku. Wtedy też mały warsztat przerodził się w wielką halę ze stanowiskami do robót blacharskich i lakierowania samochodów.

Barański pośredniczył w handlu z Polską, eksportował różne krajowe produkty. Działalność gospodarczą ułatwiał mu status konsula honorowego Liberii z siedzibą w słowackiej Bratysławie. Dyplomatyczną „legendę” miał mu załatwić Wiktor But (jego postać w filmie „Pan życia i śmierci” kreował Nicholas Cage), międzynarodowy handlarz bronią wywodzący się z brooklińskiego Brighton Beach, czyli z kolebki rosyjsko-żydowskiej mafii. To But dostarczał hurtowe ilości broni dyktatorom i ludobójcom, w tym dyktatorowi właśnie Liberii.

Role męża i spokojnego przedsiębiorcy nie były jednak kluczowe w życiu Barańskiego. Ten stateczny, starszy już człowiek, z włosami przyprószonymi siwizną i manierami dziewiętnastowiecznego dżentelmena, przez dwadzieścia lat pełnił w Austrii funkcję rezydenta polskich zorganizowanych grup przestępczych oraz łącznika pomiędzy rosyjskimi, kolumbijskimi i włoskimi mafiami. Żelazną ręką koordynował w całej Europie działania wielu słowiańskich gangów. Podlegli „żołnierze”, kontrahenci i wrogowie nazywali go „Baraniną”. Już w latach siedemdziesiątych organizował, wraz z Nikosiem, międzynarodowy przemyt kradzionych pojazdów, z których część odkupowali od złodziei polscy dygnitarze z KC PZPR.

Austriacki warsztat samochodowy w istocie był „dziuplą”, w której ukrywano zrabowane auta. Potem trafiały one nad Wisłę. Podobnie jak Skotarczak, tak i Barański aktywnie współpracował z milicją oraz ze wspomnianą już Służbą Bezpieczeństwa. Parasol ochronny polskich służb państwowych umożliwił prowadzenie działalności przestępczej i legalizację samochodów na skalę, która w demokratycznych krajach byłaby niemożliwa. W 1986 roku wystąpiono o ekstradycję Barańskiego w związku ze śledztwem prokuratury bydgoskiej dotyczącym kradzieży samochodu i sfałszowania dokumentu w 1981 r. W 1988 roku Austria odmówiła wydania poszukiwanego, a samo śledztwo nie zostało zakończone aż do jego umorzenia z powodu przedawnienia w 1996 roku.

W tamtych latach większość wiedeńskich nocnych klubów zatrudniała już tylko tancerki i prostytutki ze wschodu, a ochronę obiektów zapewniali polscy przestępcy. Jeremiasz nie chciał jednak ograniczać się do nadzoru pospolitych kryminalistów. Interesował go wielki biznes, stąd dokonane na przełomie dekad inwestycje w przemyt alkoholu. Kontrabandę koordynował pułkownik kontrwywiadu wojskowego, monitorujący zarazem działania straży granicznej odpowiadającej za zwalczanie tego procederu. Następnie asortyment działań rozszerzono o przerzut papierosów oraz drogiej elektroniki. Każda przejeżdżająca bez cła przez granicę ciężarówka oznaczała nie skromną marżę, ale niekiedy nawet wielokrotne pomnożenie zainwestowanego kapitału, co w legalnym biznesie było niemal nieosiągalne.

Koneksje i siłę Baraniny uwidoczniła konferencja, którą zorganizował w Polsce zaraz po transformacji ustrojowej. W 1990 roku zaprosił do warszawskiego klubu Delfin tzw. „ludzi z firmy”, czyli byłych oficerów SB oraz czynnych zawodowo prokuratorów. Tym pierwszym pomagał zbudować silną pozycję w nowej, demokratycznej Polsce. Korzystał przy tym z własnych firm handlowych, transportowych i budowlanych zarejestrowanych głównie w krajach Beneluksu. Wspólnie z siostrą i żoną założył również fundację „Bezpieczna Służba” (anagram od nazwy „Służba Bezpieczeństwa”, czyli SB), która miała otaczać opieką potrzebujących pomocy funkcjonariuszy, ale zgodnie ze statutem także czerpać zyski z hazardu.

W pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych Barański przeprowadził się wraz z rodziną do droższego, 150-metrowego domu w pobliskim Gramatneusiedl. Tam też gościł znanych biznesmenów oraz polityków, a także dyplomatów z sąsiedniej Słowacji, która w tamtej epoce podlegała intensywnej „kolonizacji” przez włoskich mafiozów. Biedny kraj przechodzący polityczne załamanie umożliwiał, tak jak Polska czy Ukraina, tanie skorumpowanie dopiero tworzących się elit. Przepustką do ich świata stawał się dyplomatyczny status konsula, a do ich serc pełny portfel.

Ekskluzywne przyjęcia dla prominentów Barański urządzał również w willach w Bratysławie oraz we Wrocławiu. Ta ostatnia, położona przy ul. Sołtysowickiej, miała już swoją historię. Otóż w minionych latach często rezydowali w niej oficerowie i agenci radzieckich oraz enerdowskich wywiadów, co związane było ze szczególną rolą, jaką w bloku wschodnim pełnił Dolny Śląsk i umiejscowione tam Naczelne Dowództwo Wojsk Kierunku Zachodniego Sił Zbrojnych ZSRR szczebla strategicznego dla Europy Środkowej i Zachodniej. W latach 90-tych i na początku XXI wieku te same progi przekraczali prokuratorzy, radni miejscy, a nawet czołowi działacze partii Unia Wolności. Suto zakrapiane alkoholem imprezy uświetniała zwykle obecność drogich prostytutek. Wachlarz znajomych Baraniny zamykały takie osobistości jak austriaccy biznesmeni Kuna i Żagiel utrzymujący później znajomość z najbogatszym Polakiem Janem Kulczykiem, a także agent rosyjskiego wywiadu płk Władimir Ałganow, którego dekadę później również Kuna i Żagiel przedstawili Kulczykowi. Spotkanie to stało się powodem politycznego skandalu i elementem tzw. afery Orlenu, czyli próby przejęcia największej polskiej spółki petrochemicznej faktycznie kontrolującej krajowy rynek paliwowy.

W 1991 roku na polsko-czeskim przejściu granicznym Głuchołazy- Mikulowice wykryto gigantyczny przemyt kilkuset tysięcy litrów spirytusu. Na podstawie zgromadzonych dowodów ustalono, iż organizatorem przerzutu był Jeremiasz Barański. Rozesłano za nim listy gończe, jednak przemytnik przebywał poza granicami Polski. W ręce policji trafił dopiero w 1994 roku. Sam zgłosił się wówczas na brukselski posterunek, skąd 5 lipca został przekazany stronie polskiej. Mury aresztu opuścił przedstawiając sfałszowane zaświadczenie o zaburzeniach psychiatrycznych. Wkrótce potem nieznany sprawca oblał kwasem twarz prowadzącej to śledztwo prokurator z Opola. Nigdy później boss nie przekroczył już polskiej granicy pod swoim prawdziwym nazwiskiem. Wielokrotnie korzystał za to ze sfałszowanych paszportów.

W następnym roku na trop kontrabandy Barańskiego wpadły niemieckie służby, co zapoczątkowało jego współpracę z tamtejszymi organami ścigania. Zatrzymany pod zarzutem przemytu papierosów, na którym państwo niemieckie utracić miało niemal 200 milionów marek (około 400 milionów zł), otrzymał niezwykle niski wyrok 2 lat pozbawienia wolności w zawieszeniu. W zamian pogrążył zeznaniami 49 członków własnej grupy przestępczej. Tak zapoczątkował wieloletnią współpracę z BKA (Federalnym Urzędem Kryminalnym).

Po powrocie z Niemiec do Austrii znalazł się na celowniku tamtejszej policji skarbowej. Oskarżony o oszustwa podatkowe zaoferował współpracę austriackiemu wydziałowi ds. zwalczania przestępczości zorganizowanej – EDOK Gruppe. Baranina musiał pokryć wysoką grzywnę nałożoną przez Urząd Skarbowy, lecz w zamian za kooperację otrzymał austriackie obywatelstwo. Wbrew pozorom układ z aparatem ścigania nie położył kresu przestępczej działalności. Warunkował wręcz jej rozkwit. Rękami policjantów Barański wyeliminował niemal całą swoją konkurencję, jednocześnie pobierając honorarium za przekazywane informacje. Opłacani przez niego agenci z półświatka rozpracowywali szlaki przemytnicze rywalizujących gangów, a zebrane wiadomości trafiały do austriackich oraz niemieckich nadzorców konfidenta. Gdy jednostki specjalne policji wraz ze strażą graniczną przechwytywały ujawnione kontrabandy, tiry Jeremiasza bezpiecznie przejeżdżały na innych, wtedy niestrzeżonych odcinkach zielonej granicy. Z czasem coraz częściej miejsce alkoholu zajmowały narkotyki.

W ciągu kilku lat Baranina zmonopolizował większość międzynarodowych operacji środkowoeuropejskiej przestępczości zorganizowanej. Przy współpracy z Pruszkowem zorganizował lokalne rezydentury gangu w Pradze, Wiedniu, Berlinie, Hamburgu, Stuttgarcie, Düsseldorfie, Budapeszcie, Rotterdamie, Nicei, Bordeaux, Kopenhadze, Sztokholmie i w wielu innych miastach. Ważnym kontrahentem Barańskiego stał się Ricardo Fanchini – Polak pełniący obowiązki rezydenta rosyjskiej mafii na Europę Zachodnią, kontrahent kolumbijskich karteli narkotykowych i neapolitańskiej Kamorry. Wspólnie koordynowali interesy polskich gangsterów w Antwerpii. Cały ten czas Barański uważany był za strategicznego informatora policji, a intratną współpracę rozciągnął dodatkowo na FBI i brytyjskie służby specjalne. Dzięki niemu zlikwidowano m.in. kanał przerzutu papierosów z Azji do Wielkiej Brytanii oraz siatkę handlarzy narkotyków Richarda Habryki. Sam korzystając ze spokoju i zaufania pośredniczył wtedy w kontaktach pomiędzy rosyjskimi syndykatami, kolumbijskimi kartelami oraz włoskimi rodzinami mafijnymi. Ze względu na taktykę działania przylgnął do niego przydomek der Bulle, co w austriackim żargonie ulicznym oznacza policjanta operacyjnego.

Międzynarodowe wpływy Barańskiego nie umniejszyły zainteresowania Polską. Intensywna kooperacja łączyła go m.in. z grupą Pershinga. Interesy austriackiego rezydenta reprezentował w ojczyźnie Andrzej Grzymski pseud. Junior, cieszący się opinią bezlitosnego mordercy. Dla wzmocnienia swojego wizerunku zdarzyło mu się kiedyś przyjść na rokowania z odciętą ludzką głową w reklamówce. Nadzorował on m.in. polskie szwadrony śmierci. Ich ofiarą padł Adam Szymański, pierwszy narzeczony Haliny G. pseud. Inka, zaufanej dziewczyny Barańskiego do zadań specjalnych, w tym eliminacyjnych. 12 grudnia 1997 roku jego zwłoki odnaleziono w samochodzie porzuconym przy Wolicy koło Janek. Nie było to ani pierwsze, ani ostatnie zabójstwo dokonane na polecenie Baraniny. Denuncjacja konkurencji organom ścigania i skłonność do rozwiązywania konfliktów przy pomocy ołowiu stanowiły istotne zagrożenia dla stołecznych gangów, co musiało w końcu pociągnąć za sobą próbę ograniczenia jego wpływów.

Miesiąc później, w przejściu podziemnym między hotelem Marriott a dworcem centralnym w Warszawie, płatny zabójca oddał do Grzymskiego śmiertelne strzały. Kilka godzin wcześniej zastrzelono chłopaka łudząco podobnego do ochroniarza Juniora. W ten sposób konkurencja próbowała ograniczyć wpływy Baraniny i zmusić go do wycofania się z Polski. Junior wraz z rosyjskimi gangsterami planował wtedy wprowadzić na mieście terror porywając liderów półświatka – zarówno tych z Pruszkowa, jak i z Wołomina. Z tego powodu konkurencyjne struktury w tym przypadku połączyły siły i wspólnie dokonały zbrodni. Wtórnym motywem ataku był odwet za utracony na kanale La Manche transport kilku ton haszyszu. Jeremiasz doniósł francuskim służbom o kutrze rybackim, na którym wołomińska grupa Klepaka przemycała olbrzymi ładunek narkotyku.

Miejsce Juniora na krótko zajął inny młody gangster z jego struktury – Rafał Kanigowski, podejrzewany o udział w przynajmniej dwóch głośnych zabójstwach. Już po kilku miesiącach sam został jednak zlikwidowany, najprawdopodobniej na polecenie właśnie wiedeńskiego bossa. 30 września 1998 roku na działkach podwarszawskiego Żabieńca odnaleziono ciało Kanigowskiego – okrutnie okaleczone licznymi ranami postrzałowymi. Barański bezlitośnie oczyszczał szeregi swojej armii z osób chociażby podejrzewanych o nielojalność, założyć wręcz można, że cierpiał w tym zakresie na paranoję. W październiku 2000 roku zastrzelony został przed własnym domem Seweryn Parczewski pseud. Sewer, właściciel sieci kantorów oraz wieloletni współpracownik Baraniny. Kilka dni przed egzekucją, boss nakazał Ince obserwację celu. Najprawdopodobniej również Seweryna podejrzewał o zdradę.

Gdy konkurencja zleciła zabójstwo Jeremiasza, ten rozkazał swoim ludziom spektakularną rozprawę z zamachowcami. Niedoszłych morderców uprowadzono, jednego spalono żywcem w samochodzie, drugiego zakatowano na śmierć. Od tamtego czasu nikt nie odważył się przyjąć na wiedeńczyka kontraktu, choć potencjalnych zleceniodawców nie brakowało. Barański wykorzystał do własnych interesów konflikt Karola S. z jego dawnym szefem – wołomińskim gangsterem Klepakiem. Wołomin pozostawał wówczas w opozycji względem interesów Jeremiasza. Ponadto, to właśnie ta grupa bezpośrednio odpowiadała za śmierć Juniora. Barański traktował swojego podopiecznego jak syna, miał wiec prywatny powód do zemsty. Karol wyeliminował trzon wołomińskiego gangu. W połowie grudnia 1998 roku eksplozja materiałów wybuchowych zniszczyła samochód Mariana Klepackiego. W styczniu usiłował zabić w Aninie Piotra W. pseud. Kajtek. Przez pomyłkę serią z broni maszynowej pozbawiono życia innego przestępcę, niejakiego Baniaka, a trzy inne osoby raniono. Dwa miesiące później błąd został naprawiony. Kajtka rozstrzelano w pobliżu restauracji T.G. I Friday's w centrum Warszawy, a wraz z nim śmierć poniósł przypadkowy przechodzień, pracownik Teatru Wielkiego.

31 marca 1999 roku o godz. 12:50 w barze Gama na warszawskiej Woli rozstrzelano pięciu mężczyzn. Zabójcy użyli do tego celu karabinu maszynowego, strzelby oraz pistoletu. Zabici to Marian Klepacki pseud. Klepak, czyli jeden z najważniejszych liderów Wołomina, skonfliktowany z rosyjską mafią Ludwik Adamski pseud. Lutek oraz szeregowi żołnierze: Oskar, Kurczak i Łysy. Była to najkrwawsza odsłona warszawskiej wojny gangów. Prokuratura nie zdołała udowodnić grupie Karola jedynie tej ostatniej egzekucji dokonanej w Gamie. Za pozostałe zbrodnie przestępcy otrzymali kary od 25 lat więzienia do dożywocia. Nie sposób dziś ustalić jak wiele niewyjaśnionych mordów, wyreżyserowanych wypadków czy też zaginięć osób w całej Europie wynikało z poleceń Baraniny. Wiadomo jednak, iż zlecono dużo więcej zabójstw, choć z różnych przyczyn część z nich nie została zrealizowana.

Po śmierci Juniora i aresztowaniu Karola S., dowództwo nad plutonem egzekucyjnym objął Adam R. Zlecenia trafiały także do Tadeusza Maziuka pseud. Sasza. Gdy Polską wstrząsały krwawe porachunki przestępcze, Barański nie zaniedbywał rozbudowy swojego już globalnego imperium. Podczas licznych podróży nawiązał współpracę m.in. z chińskim półświatkiem. Eksportował olbrzymie ilości alkoholu na Białoruś i do innych krajów dawnego ZSRR. Systematycznie wzmacniał też swoją pozycję w Austrii.

Policjanci elitarnej formacji EDOK stali się niemalże etatowymi pracownikami gangstera. Gdy do Wiednia trafiły materiały dotyczące związku Baraniny z masakrą w Gamie, jedynym działaniem podjętym przez tamtejszych funkcjonariuszy stało się przydzielenie bossowi policyjnej ochrony. Kilka lat wcześniej podobną ochronę otrzymał on po zbiorowej egzekucji dokonanej w bratysławskiej restauracji Fontana. Wówczas kule uśmierciły aż dziesięciu członków jednej z naddunajskich grup przestępczych. W późniejszym czasie oberleutnant Josef B., nadinspektor Johann H. i odpowiadający za kontakty EDOK z Biurem MSW ds. Stosunków Wewnętrznych Thomas S., skazani zostali za ujawnianie organizacji mafijnej tajnych informacji z baz danych policji oraz za stałą współpracę z Barańskim. Ujawniony skandal stał się bezpośrednim powodem likwidacji formacji EDOK.

Kolejnym celem Barańskiego stało się utworzenie stałych kanałów dostępu do polskiego rządu. Na optymalnego pośrednika wytypowano ministra sportu Jacka Dębskiego. Spotkanie z politykiem zorganizował Bolesław K., poznański działacz sportowy, biznesmen i były prezes klubu Olimpia. Tenże ośrodek zdominowany był dawniej przez oficerów SB i milicji. Na miejsce zapoznania wybrano Wiedeń. Tam Dębski szybko zaprzyjaźnił się z bossem, przyjął także propozycję załatwiania korzystnych dla Baraniny decyzji władz. Akonto przyszłego wynagrodzenia pobrał wysokie zaliczki. By poprawić stosunki z ministrem, Barański wmówił Dębskiemu, że łączy ich dalekie pokrewieństwo. Dodatkowo odstąpił mu, należącą do grupy, młodą i atrakcyjną dziewczynę do towarzystwa – Halinę G. pseud. Inka. Od tego momentu pech nie opuszczał Jeremiasza.

W grudniu 2000 roku austriacka policja przechwyciła 170 tys. tabletek ecstasy, zatrzymano też polskich dealerów rozprowadzających narkotyk w wiedeńskich klubach i dyskotekach. Należącą do Pruszkowa wytwórnię środka namierzono w Polsce, w okolicach Skarżyska-Kamiennej. Tropy prowadziły do przemytników Barańskiego oraz chroniących go funkcjonariuszy EDOK. Rozpoczęto obserwację i podsłuch telefonów bossa. Wcześniej zerwana została współpraca Jeremiasza z policją niemiecką. Tamtejsi funkcjonariusze odkryli, iż Barański donosami jedynie eliminuje konkurencję, natomiast sam rośnie w siłę. Złudne okazały się również jego obietnice zdemaskowania międzynarodowego szlaku przerzutu broni na Bałkany. W tym też czasie życiem bossa wstrząsnęła osobista tragedia. Zmarł jego ukochany trzynastoletni synek, potrącony przez samochód. Współpracownicy Baraniny twierdzą, iż po tym zdarzeniu stał się jeszcze bardziej bezwzględny i brutalny.

W zaufaniu do zdolności biznesowych i kreatywności w omijaniu prawa Jacek Dębski przekazał na ręce Jeremiasza 400 tys. dolarów. Ten miał korzystnie zainwestować pieniądze w nielegalne przedsięwzięcia. Minister zlecił też bossowi windykację 40 tys. dolarów zaległej łapówki, należnej za wykonane na rzecz Bolesława K. usługi. Dawny kontrahent oszukał polityka i nie zamierzał się rozliczyć. Pierwotnie Baranina groził Bolesławowi, później zamach na niego zlecił Maziukowi i Robertowi W. 6 listopada 2000 roku egzekutorzy przestrzelili niesolidnemu dłużnikowi nogi. Jednocześnie sam Dębski nie zamierzał wywiązać się ze złożonych gangsterom obietnic. Z dawnych wpływów nie mógł, bądź na rzecz gangsterów nie chciał, skorzystać. Nawiązał za to bliskie przyjaźnie z innymi warszawskimi przestępcami, Krzysztofem K. pseud. Nastek oraz Sławomirem S. pseud. Krakowiak (nie mylić z Januszem T. - bossem ze Śląska). Zaczął grozić dawnym kontrahentom wpływami w polskich służbach specjalnych, zapowiadał że rękami UOP-u może zamknąć za kratami każdego. Barański przywłaszczył więc pieniądze ministra i zlecił jego likwidację. Jak uznał, nieposłuszny polityk powinien zostać za swoją nielojalność przykładnie ukarany. Obawiał się jedynie, czy wytypowana do udziału w zabójstwie Inka zniesie psychicznie trudy realizacji jego misternego planu.

11 kwietnia 2001 roku Jacek Dębski spędził wieczór w towarzystwie dziennikarza sportowego Janusza Atlasa, działacza samorządowego ze Zgierza Filipa K. oraz Haliny G. Na miejsce zabawy wybrano restaurację „Casa Nostra” położoną przy Wale Miedzeszyńskim na warszawskiej Pradze. Około godziny 23:00 Inka odebrała kolejny tego wieczora telefon od Baraniny. Gangster nakazał jej natychmiastowe wyprowadzenie Dębskiego na zewnątrz oraz zniszczenie wykorzystywanej karty SIM. Dziewczyna wykonała polecenia. Kilka minut później spacerowała wraz z politykiem wzdłuż nadwiślańskiego bulwaru, zmierzając w kierunku Mostu Poniatowskiego. Wprost do miejsca gdzie oczekiwał Tadeusz Maziuk.

Zabójca oddał jeden strzał w głowę ofiary, po czym wraz z Inką zbiegł z miejsca zdarzenia. Dębski zmarł nad ranem, wkrótce po przewiezieniu do szpitala. Zgodnie z poleceniem Baraniny Inka sama, jako świadek, zgłosiła się do prokuratury, gdzie została jednak niezwłocznie aresztowana. Jednocześnie boss próbował poprzez zaprzyjaźnionych funkcjonariuszy nakierować śledztwo na zwodniczy scenariusz. Sugerował, iż za zabójstwem stoi Bolesław K. Motywem miała być zemsta za postrzał sprzed kilku miesięcy. Jednak monitorowane przez austriackie służby rozmowy telefoniczne wskazują na oczywisty związek Barańskiego ze zbrodnią. Kilka minut przed i po egzekucji Maziuk telefonował do Austrii. Zwrotem „elegancko, co?” miał zameldować wykonanie zadania. Tego dnia gangsterzy kontaktowali się wielokrotnie, także z Inką. Ta w czasie przesłuchań łamie się.

5 lipca 2001 roku, w godzinach popołudniowych policjanci zatrzymali na przedmieściach Gramatneusiedl Nissana należącego do Barańskiego. W ciągu kilkunastu sekund cała ulica została zablokowana przez radiowozy oraz operatorów jednostki specjalnej. Boss trafił do więzienia Landesgericht Wien na oddział dla szczególnie niebezpiecznych przestępców. Następnego dnia prokurator przedstawił mu zarzut zlecenia zabójstwa polskiego byłego ministra. Jeremiasz nie utracił jednak kontroli nad dotychczasową działalnością. Skorumpowany oficer EDOK na bieżąco informował go o postępach w śledztwie. Do celi niezwłocznie przemycono telefon komórkowy. Usłużni policjanci przekonali także austriackiego posła do złożenia interpelacji w sprawie Barańskiego. Drugi pomysł ocalenia gangstera dotyczył współpracy z FBI. W imieniu jednostki usiłowano zapewnić mu status świadka i azyl w Stanach Zjednoczonych.

Maziuka zatrzymano trzy miesiące później na terenie Polski, lecz nie był on wówczas podejrzany o udział w tej egzekucji a o dokonanie innej zbrodni. W połowie 2001 roku Sasza uprowadził biznesmena z branży węglowej, Witolda Z. Porwany pełnił obowiązki ochroniarza jednego z politycznych prominentów Śląska. Ani ciała, ani żywego Z., nigdy nie odnaleziono. Nieoczekiwanie w czerwcu 2002 roku gangster został dyskretnie przewieziony z aresztu w Mysłowicach do Warszawy, gdzie umieszczono go w kilkuosobowej celi mokotowskiego zakładu przy ul. Rakowieckiej. Choć przez rok Inka obwiniała o zbrodnię na Dębskim innego przestępcę, to podczas konfrontacji jako zabójcę wskazała właśnie Saszę. Prokurator odczytał zarzuty, co Maziuk przyjął ze spokojem. Rozważał złożenie następnego dnia wyjaśnień. Psycholog potwierdził bardzo dobry stan psychiczny aresztanta, w związku z czym zadecydowano o jego pełnej izolacji i umieszczeniu w jednoosobowej celi nr 19, w drugim pawilonie aresztu śledczego. Nazajutrz, 26 czerwca o godz. 9:45 rano, strażnik odnalazł wiszące zwłoki domniemanego zabójcy. Godzinę później Sasza miał spotkać się w sądzie z prokuratorem. Kamery na korytarzu aresztu nie rejestrowały obrazu.

Wyjaśnienia Inki, wsparte bilingami połączeń i nagraniami treści tych rozmów, stanowiły mocne dowody zlecenia przez Barańskiego zabójstwa byłego ministra. Śmierć Maziuka pozbawiła jednak polską prokuraturę kolejnego ważnego źródła dowodowego, które mogło ujawnić inne zbrodnie tej struktury przestępczej, tożsamość jej członków oraz miejsca ukrycia dowodów rzeczowych, w tym narzędzi zbrodni. Pomimo tego austriackie organa ścigania nadal gromadziły nowe materiały. Wtedy nagrano dalsze rozmowy telefoniczne nieroztropnie prowadzone przez Baraninę z celi wiedeńskiego aresztu. Instruował on w nich świadków, jaka treść fałszywych zeznań jest pożądana w obecnej sytuacji. Tym samym po raz kolejny podkreślił własną winę. Toczony w Wiedniu proces najprawdopodobniej zakończyłby się dla oskarżonego wyrokiem dożywotniego pozbawienia wolności. Zwłaszcza, że w końcu obciążające zeznania złożył także jeden z członków zbrojnego szwadronu Jeremiasza.

Prokuratorzy i policjanci prowadzący w wielu krajach śledztwa przeciw Barańskiemu nie mieli żadnych wątpliwości, iż rzeczywistego zakresu działania gangstera nigdy nie uda się odkryć. O skali jego koneksji świadczyć mogły częste spotkania Baraniny z dyplomatami i politykami wielu krajów, korumpowanie na masową skalę przedstawicieli organów ścigania oraz globalne przestępcze interesy. Przy rewizji willi w Bratysławie odnaleziono m.in. zdjęcia dokumentujące przyjaźń Jeremiasza z ówczesnym premierem Słowacji, Vladimírem Mečiarem (podejrzewanym o korupcję oraz o zlecenie słowackim służbom specjalnym uprowadzenia do Austrii syna skonfliktowanego z nim prezydenta Michala Kováča, gdy później sam pełnił czasowo obowiązki głowy państwa, skorzystał z prawa łaski względem sprawców tego porwania).

Dopóki trwał proces, Barański liczył na uniewinnienie. Gdyby jednak zapadł wyrok skazujący, więzień jako źródło informacji stałby się śmiertelnym zagrożeniem dla swych mocodawców i kontrahentów. Tym też Barański odgrażał się w celi. Oczywistym motywem jego zemsty byłby brak lojalnej protekcji oraz możliwość nagrodzenia takiego świadka licznymi przywilejami, ochroną, a także wcześniejszym, warunkowym zwolnieniem. W oficjalnym doniesieniu zdążył na początek ujawnić sześciu wysokich rangą funkcjonariuszy austriackiej policji i służb specjalnych zamieszanych w konszachty ze światem przestępczym. Wśród nich znalazły się nazwiska ówczesnych, ważnych urzędników austriackiego ministerstwa spraw wewnętrznych. Osoby te zostały później skazane.

Wiedza Barańskiego kompromitować mogła setki wpływowych osób, lecz wtedy zabrakło odwagi by po to źródło sięgnąć. Nigdy też żaden sąd, ani austriacki, ani polski, nie podjął się nawet próby wyjaśnienia chociażby tego, jakie dokładnie interesy łączyły Dębskiego – dawnego ministra demokratycznego państwa aspirującego do członkostwa w Unii Europejskiej – z międzynarodowym gangsterem. Najpewniej jednak druga strona nie wykazała się identyczną beztroską i podjęła działania mające zniechęcić Barańskiego do mówienia. 9 kwietnia 2003 roku został on przewieziony z celi na oddział szpitalny, z powodu zatrucia płynem do czyszczenia sanitariatów. Zdarzenie uznano za akt autoagresji, choć aresztowany oskarżał służbę więzienną o próbę otrucia.

Ostatnią polisą ubezpieczeniową Baraniny rzekomo miało być archiwum, zawierające dowody przestępczej działalności wielu znanych dostojników z całego świata. Tych materiałów nie zabezpieczono jednak podczas aresztowania bossa. Podobno jego sejf został opróżniony przez nieznanych sprawców dopiero 7 maja 2003 roku. Tego samego dnia, o godz. 5:00 rano, strażnicy więzienni zakładu Wien-Josefstadt znaleźli martwe ciało Jeremiasza Barańskiego. Zwłoki wisiały na pasku od spodni, który choć powinien leżeć w depozycie, to właśnie wtedy, przez przypadek, został mu wydany wraz z innymi rzeczami oddanymi wcześniej do pralni. Według oficjalnej wersji, Baranina popełnił samobójstwo…

„To prawa ręka Urbana. To, co napisze "NIE", to pan Miller o tym wie, pan Kwaśniewski o tym wie, pan minister sprawiedliwości o tym wie. […] Po wyjściu z prokuratury spotkasz się z nim, opowiesz” – tej treści rozmowę zarejestrował podsłuch w celi Baraniny, na krótko przed jego śmiercią. Boss namawiał fałszywego świadka do nawiązania współpracy ze wskazanym antyklerykalnym tygodnikiem. Później, w liście do „NIE” odgrażał się ujawnieniem na najbliższej rozprawie sądowej wszelkich powiązań świata polityki ze światem przestępczym. Dlaczego przekazanie tej informacji politykom SLD, rządzącym ówcześnie Polską, i to za pośrednictwem lewicowej gazety wydawanej przez emerytowanego pułkownika Służby Bezpieczeństwa, miało tak istotne znaczenie dla Jeremiasza Barańskiego? W jaki sposób mogło to poprawić sytuację człowieka oskarżonego w Austrii o zlecenie zabójstwa polskiego ministra? Te pytania pozostaną na zawsze bez odpowiedzi.

Kazimierz Turaliński